Tykające bomby na dnie Bałtyku - raport NIK

Raport zaczyna się jak u Hitchcoka, mocnym akcentem: Zarówno administracja morska jak i ochrony środowiska nie rozpoznawały zagrożeń wynikających z zalegania w zatopionych na dnie Bałtyku wrakach ropopochodnego paliwa i broni chemicznej. Nie szacowały też ryzyka z nimi związanego i skutecznie nie przeciwdziałały rozpoznanym i zlokalizowanym zagrożeniom. Potem napięcie tylko rośnie.

Dokument wskazuje na zagrożenie wynikające z kilku źródeł:

  • broń chemiczna zrzucona do wody po zakończeniu II Wojny Światowej i w czasie zimnej wojny. Problem związany z tymi substancjami nabrzmiewa, gdyż nie zostały one w żaden sposób zabezpieczone - korodujące beczki uwalniają iperyt siarkowy, który już kilkakrotnie poparzył rybaków. Właściwa katastrofa dopiero się zbliża, gdyż z jednej strony pojemniki i beczki skorodowały, z drugiej zwiększa się eksploatacja Bałtyku. Co więcej, środki zatapiano nie tylko w miejscach wyznaczonych w wyniku Konferencji Poczdamskiej, ale w wielu nieudokumentowanych lokalizacjach.
  • ropa zalegająca w zbiornikach wraków, z których największe zagrożenie stanowią Stuttgart i Franken. Wokół Stuttgartu stwierdzono plamę o powierzchni zaolejenia 415 tys. m2, w zbiornikach Frankena zalega ponad 6 tys. ton paliw - podczas, gdy polskie służby mogą w razie zapadnięcia się statku zebrać jedynie połowę.

 NIK kontrolował Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, Ministerstwo Środowiska, GIOŚ, Urzędy Morskie, Morską Służbę Poszukiwania i Ratownictwa oraz urzędy wojewódzkie. Są to jednostki administracji centralnej. Kontrolowano okres od 2016 do 2019 roku.

Wnioski są niepokojące. NIK wskazał na:

  • brak pełnego rozpoznania zagrożeń wynikających z zalegania wraków i broni chemicznej
  • ping-pong pomiędzy administracją morską a administracją ochrony środowiska, wskutek której - mimo jasnego podziału kompetencji - żadna z nich nie podejmuje się zadania
  • brak podjęcia działań prewencyjnych i interwencyjnych w miejscach, gdzie takie zagrożenie rozpoznano

Wykazano, że mimo upływu 70 lat od zatopienia statków do dziś nie sporządzono inwentaryzacji dna i nie rozpoznano miejsc, ilości, rodzaju i stanu materiałów niebezpiecznych. Nie opracowano metodyki działania i nie oszacowano ryzyka związanego z możliwością skażenia środowiska morskiego.

Nie prowadzi się też monitoringu, choćby na podstawie analiz osadów dna i organizmów żywych (ryb, omułków).

Ponadto Minister Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej wykonujący prawa właścicielskie Skarbu Państwa do wód morza terytorialnego oraz morskich wód wewnętrznych, nie występował do państw bandery statków zatopionych na terenie objętym jego władztwem o pokrycie kosztów usunięcia wraków lub o inną pomoc w usunięciu zanieczyszczeń dokonanych przez okręty takich państw. Nie podejmował także działań w celu pozyskania od innych państw informacji o miejscach, ilości i rodzaju broni chemicznej, która została zatopiona w polskich obszarach morskich.

NIK skierował wnioski systemowe do odpowiednich urzędów. Podsumowując jednak sprawę widać, że polscy urzędnicy rządowi ostatnie lata po prostu byli bezczynni wobec tej palącej sytuacji.

Tu można przeczytać notatkę NIK.