O wypadku Knezia i dawnym żeglowaniu
Aby zacząć opowieść od początku - na jednej z fejsbukowych grup, przy okazji rozmowy nt. gdyńskiego basenu jachtowego pojawił się wpis Danuty Smugalla, wprawdzie mieszkającej za granicą, ale doskonale pamiętającej gdyńskie historie. Zacznijmy zatem od tego tekstu:
Moj dziadek M.Niemierkiewicz często przed wojną pływał na jachcie „Kneź” z T.Gerwelem i T.Bochińskim. Mam trochę zdjęć, a to jedno z nich z 1938r. Na zdjęciu T.Gerwel, obok mój tatuś i babcia. Tadeusz Gerwel (laryngolog, muzyk i meloman, kapitan żeglugi wielkiej jachtowej, uczestnik powstania warszawskiego, kawaler Orderu Virtuti Militari.) czynnie uczestniczył w organizowaniu żeglarstwa morskiego, za co został obdarzony godnością honorowego wicekomandora Yacht Klubu Polski.
Wraz z Teofilem Bochińskim (stomatolog) posiadał od 1930 duży regatowy jacht „Kneź”: dł. 14,6 m i 80 m kw. żagli. W 1935 roku jacht „Kneź” prowadzony przez dr.Tadeusza Gerwela brał udział w regatach do Visby, w których zajął drugie miejsce, udał się w dalszy rejs do Sztokholmu, Helsinek i Tallina. W drodze powrotnej do Gdyni „Kneź” trafia na sztorm o sile 9-12° Beauforta. W czasie walki z żywiołem sztormujący jacht doznał podarcia żagli i innych licznych awarii. Przy końcu piątej doby sztormowania i po zauważeniu w oddali lądu, dla możliwości odejścia jachtu w głąb morza, załoga wykonała zwrot przez sztag, podczas którego uległ zerwaniu lewy baksztag przy topie 18-metrowego masztu.
By nie dopuścić do jego złamania, jacht powrócił do sztormowania na poprzednim prawym halsie, przy czym był skazany podczas kontynuowania kursu na dryfowanie ku lądowi. O północy 26 czerwca, po stwierdzeniu znacznego zbliżenia się do lądu, załoga budowała ze sprzętu jachtowego tratwy ratownicze, po czym, by nie dopuścić, względnie opóźnić zderzenie z lądem, kapitan Gerwel wyrzucił za burtę kotwicę na całym 60-metrowym łańcuchu. Niestety, przy wykonywaniu tej czynności został zmyty z pokładu. Pomimo nocy załoga wydobyła kapitana na jacht, który po dalszym godzinnym sztormowaniu został rzucony na mieliznę przy Mierzei Kurońskiej, w pobliżu miejscowości Sarkau, na północ od Królewca.
Załoga uratowała się bez obcej pomocy. Wiadomość o rozbiciu „Knezia” była podawana przez prasę i radio niemieckie oraz przez prasę polską. O sile sztormu przeżytego przez załogę jachtu świadczy fakt, że miejscowa policja niemiecka, by zawiadomić o wypadku polskie władze konsularne w Królewcu, musiały utworzyć sztafetę rowerową, gdyż między Sarkau a Królewcem sztorm powywracał słupy i porozrywał druty telefoniczne. „Kneź” po ściągnięciu z mielizny, przyholowaniu do stoczni jachtowej i po remoncie, w następnym roku ponownie wziął udział w wyprawie do Visby.
Tekst ten publikujemy za zgodą Pani Danuty, był też zamieszczony w Zeszytach Gdyńskich nr 12.
Zatrzymajmy się chwilę przy postaci Tadeusza Gerwela. Pochowany jest w alei zasłużonych gdyńskiego cmentarza, a notka biograficzna prezentuje fascynującą osobę. Lekarz, założyciel i pierwszy ordynator oddziału laryngologicznego w gdyńskim szpitalu. Przybył do nadmorskiego miasta w 1930 roku. Jeden z założycieli Polskiego Towarzystwa Lekarskiego. Praktykował w Nowym Jorku, Sztokholmie i Paryżu. Honorowy wicekomandor YKP. Przewodniczący Koła Przyjaciół Harcerstwa w Gdyni, członek Polskiego Związku Zachodniego (patriotyczna organizacja dbająca o interesy polskie na Śląsku, Pomorzu, ziemiach zachodnich i w Niemczech). Drugie skrzypce w Gdyńskiej Orkiestrze Symfonicznej. Uczestnik konspiracji i Powstania Warszawskiego, autor wielu prac naukowych. Oraz oczywiście żeglarz.
W sztormowym rejsie załoga składała się z Teofila Bochińskiego, Janusza Klawego, Gudrun Bochińskiej i Marii Gerwelowej - czteroosobowa załoga do obsługi klasycznego, 15-metdowego drewnianego jachtu to już poważne wyzwanie. Zmierzenie się ze sztormem tej siły - jeszcze poważniejsze.
Tak historię wspomina roczne sprawozdanie Zarządu Głównego YKP za 1935/36 roku:
Yacht „Kneź“, własność p. Dr. Gerwela i Bochińskiego do Visby, Stokholmu, Rygi, Helsingforsu i innych mniejszych portów. Po pięknej i urozmaiconej podróży, w drodze powrotnej do Gdyni „Kneź“ został zaskoczony przez silny sztorm i po długiej walce z żywiołem, uległ awarii przy mierzei Kurońskiej. Dzielna załoga bez obcej pomocy uratowała się. Nadmieńnić należy, że załogę stanowiły między innymi dwie panie: Gerwelowa i Bochińska. Obecnie „Kneź" jest wyremontowany i na sezon 1936 r. będzie czynny.
Nie każdy rejs w ten sposób wyglądał - na szczęście były też spokojniejsze. Pani Danuta podzieliła się zdjęciami, na których jest Jej dziadek, babcia i ojciec. Dziadek prowadził księgarnię na Skwerze Kościuszki - prestiżowym miejscu w Gdyni, zatem było to towarzystwo doborowe. Warto też zauważyć, że kobiety już dawno pojawiały się w załogach polskich jachtów.
Śledzenie losów Knezia nie jest łatwe - wiadomo, że w pewnym momencie, prawdopodobnie po wojnie, na wręgach i balaście pierwszego knezia odbudowano kolejny jacht o tej samej nazwie. Zmienił on w 1960 roku nazwę na Admirał, potem znów na Knezia, by w 1979 zostać Barrakudą. Ustąpił wtedy nazwy nowemu Kneziowi.
Ostatni Kneź trafił do YKP w 1981 roku. Był to jacht klasy Conrad 44. Jacht zbudowano wg projektu legendarnego Douglasa Petersona, w serii 3 jednostek: Hadar, Nauticus i właśnie Kneź. Dwa kadłuby trafiły do Rosji. Był to jacht ścigający się wg przelicznika IOR. W czerwcu 2016, przy pięknej pogodzie i lekkim wietrze wszedł na mieliznę. Cóż, wiatr nie wyrywał wówczas słupów telegraficznych. Został uszkodzony (utrata balastu) i w 2017 roku wystawiony na sprzedaż.
Ciekawa to klamra spinająca czasy dawne i obecne.
Zdjęcia czarno-białe z kolekcji Danuty Smugalla
Kneź wracający po wypadku - Katarzyna Dłutowska
- Reply
Permalink