Helgoland - raj dla zmęczonych sztormem
Sztormowanie na Morzu Północnym jest zawsze męczące. Na tym płytkim akwenie tworzy się spora fala, wiatr wieje zawsze nie z tej strony i na dodatek jest zimno. Gdy zatem z morza wyłaniają się czerwone klify Helgolandu, każdy myśli o prysznicu, małym piwie i spacerze - tak pożądanych przy nabijaniu mil siedząc na pokładzie. Wyspa ta ma też swój mikroklimat - jest tu najczęściej słonecznie - piękne widoki i bardzo ciekawą historię.
Zacznijmy jednak z krajoznawczo - żeglarskiego punktu widzenia. Wyspa leżąca u ujścia Łaby - a w zasadzie dwie wyspy, Helgoland i Dune - jest miejscem letniskowym. Zabrania się tu jeździć samochodami (poza usługami komunalnymi), a nawet nie ma przystani dla statków. Pasażerowie przypływający tutaj muszą przesiadać się na barkasy - statek staje na redzie na kotwicy, otwiera drzwi w burcie i pasażerowie są "podawani" przez marynarzy do łodzi, które dowożą na brzeg. Jest to na pewno dodatkową atrakcją dla pasażerów (a zwłaszcza pasażerek).
Turyści przybywają tu dla pięknych widoków, świeżego powietrza - nawet węglową, a później gazową elektrownię zastąpiono kablem podmorskim i na zakupy. Wyspa znana jest ze strefy wolnocłowej, gdzie można zakupić doskonałe trunki w naprawdę okazyjnych cenach. Robiąc nieco większe zakupy warto się trochę potargować - zdarzają się transakcje "jeżeli weźmiecie zamiast tego baileisa te z zadrapaną etykietą, to do dwóch dodam trzeci gratis" i warto kupić rzeczy z wyższej półki. W końcu nie możemy "na stały ląd" zabrać ich zbyt wiele.
Sporą atrakcją są też sklepiki z lokalnym rękodziełem, malunkami, a zwłaszcza wełnianymi wyrobami z runa hodowanych tu owiec.
Historycznie wyspa słynęła z połowu krabów i homarów, do dziś można zamówić to danie, ale trzeba liczyć się ze sporym debetem na karcie...
Dla żeglarza ogromną atrakcją będzie możliwość spaceru i rozprostowania nóg. Część wyspy jest położona tuż nad poziomem morza, druga część - na bardzo stromym klifie. Wyznaczone są schody, ścieżki i punkty widokowe. Obejście wyspy dookoła to obowiązkowy punkt zwiedzania. Historia wyspy wskutek zdarzeń, o których potem, nie rzuci nam się w oczy - zwróćmy jednak uwagę na wspaniałe widoki.
Przy okazji dobrze wiedzieć, że poza opłatą za marinę od żeglarzy pobierana jest też taksa klimatyczna, kilka euro za osobę za dzień - płacimy ją w kapitanacie portu.
Helgolandowi towarzyszy wyspa Dune. Nie wolno tam samodzielnie wpływać do portu (chociaż być może poza sezonem dałoby się zdobyć zezwolenie?), przez kanał dzielący wyspy pływają stateczki turystyczne. Dune jest ostoją fok - wylegują się tu masowo na plaży i oswoiły się wystarczająco z turystami. Jeżeli ktoś zatem chce zrobić zdjęcie z foką - musi się tam wybrać. Pamiętajmy jednak, że nadmierne narzucanie się tym zwierzętom może skutkować karą. Albo i ugryzieniem, bo foki mają zęby ostre i duże.
Co ciekawe, na Dune znajduje się lotnisko, gdzie czasem lądują awionetki. Lotnisko zbudowały nazistowskie Niemcy w 1940 roku, dosypując 30 hektarów piasku - trzy razy tyle, ile pierwotna powierzchnia.
W czasie naszej wędrówki, gdy dotrzemy na górę klifu, spotkamy się z pastwiskami, a na nich owcami. Zwierzęta te hodowane są tu od XVI wieku, gdy założono pierwszy stały garnizon. Bywał on odcięty od świata przez sztormy, a czasem przez wrogów, zatem w czasach braku lodówek był to żywy prowiant. Dziś hoduje się je głównie dla runa i wyrobów z wełny - specyficzna rasa ściąga nabywców z całych Niemiec.
Helgoland jest domem dla niezliczonych ptaków. Mieszkają one na klifach, gęsto, różne gatunki pomiędzy sobą i jakoś razem funkcjonują. Pożywieniem są oczywiście ryby w przybrzeżnych wodach. Ptaki wytwarzają specyficzny jazgot i specyficzny zapach - jednak jest to obraz wart zobaczenia. Na ścieżkach przeznaczonych dla turystów wyznaczono miejsca, skąd najlepiej się to obserwuje.
Historia Helgolandu.... pomijając geologiczną przeszłość (gdzie ponoć znaczne obszary Morza Północnego były dolinami, zalanymi potem przez wodę) i czasy średniowiecznego osadnictwa rybackiego, możemy zerknąć na interesujące wydarzenia z lat nam znacząco bliższych. Wyspa w dobie rozwijającej się żeglugi była łakomym strategicznym kąskiem, choć jeszcze do XVI wieku książęta Holsztyńscy, będący jej właścicielami, chcieli się jej pozbyć. Potem jednak stała się obiektem zabiegów ówczesnych potęg. W XVII wieku na kilka lat zajęli ją Duńczycy. Potem Niemcy. Potem znowu Duńczycy. W tych czasach jeszcze Helgoland i Dune były połączone kamienną groblą, którą przerwał straszliwy sztorm.
W czasach napoleońskich wojen wyspa stała się rajem dla przemytników, łamiących blokadę kontynentalną Anglii ogłoszoną przez Napoleona. W 1807 roku wyspę zajęli Brytyjczycy. Pod ich rządami powstał niemiecki hymn - "Deutschland uber alles". Wg ówczesnego zwyczaju, gdy obywatele danej nacji wsiadali na statek, grany był hymn tej narodowości. W 1841 roku na wyspie pojawił się August Heinrich Hoffmann von Fallersleben, profesor z Wrocławia. Przeszkadzała mu cisza, która towarzyszyła niemieckim turystom.
Pod koniec XIX wieku wyspa wróciła do Niemiec, by zacząć dawać się we znaki Brytyjczykom już parę lat wcześniej. Niemcy za Helgoland zapłacili Zanzibarem i od razu urządzili tu bazę morską. Rozmieszczono ciężkie działa, zbudowano schrony i wojskową infrastrukturę. Zbudowano też port w południowej części wyspy. Rybacko-turystyczna wyspa stała się bazą dla u-bootów i torpedowców.
Wśród różnych nowych zastosowań wyspa stała się punktem zbiorczym należących do marynarki wojennej Zeppelinów Petera Strassera, a także bazą lotnictwa morskiego.
Traktat wersalski nakazał zdemolowanie instalacji militarnych, Niemcy jednak nie wykonali postanowień w całości.
I od roku 1937 znów zaczęli rozbudowywać bazę. Zbudowano bunker dla okrętów podwodnych, lotnisko i wyspa znów zaczęła zagrażać Brytyjczykom. Co ciekawe, Helgoland był jednym z bardzo niewielu miejsc, gdzie po inwazji Niemiec na Polskę Anglia zaczęła jakiekolwiek działania bojowe - wykonano nalot. Przed nalotem chroniła jednak sieć tuneli i schronów w skałach wyspy, a także artyleria przeciwlotnicza.
Wskutek rozwoju wojny i przeniesienia jej na Atlantyk wyspa przedstała być kluczowym morskim obiektem. Jednak jeszcze w połowie kwietnia 1945 roku alianci wysłali 1000 bombowców, które na wyspę zrzuciły najcięższe bomby Grand Slam - jedna z nich jest prezentowana na wyspie. Naloty ponawiano, niszcząc wszystkie domy na wyspie - choć szkody ominęły kluczowe obiekty wojskowe.
Już po zakończeniu wojny wojska angielskie rozszabrowały całe wyposażenie wyspy, zaś Churchill osobiście postanowił zniszczyć Helgoland. W tym celu zwieziono 7 tysięcy ton amunicji, z którą po wojnie coś trzeba było zrobić, a utylizacja była kosztowna. W 1947 odpalono największą nieatomową eksplozję w dziejach. Następnie urządzono na wyspie poligon. Dopiero w latach 50-tych Anglia zwróciła wyspę i mieszkańcy mogli wrócić do domów (czy raczej miejsc, gdzie kiedyś stały ich domy).
Helgoland dysponuje dziś dobrze chronionym, choć niezbyt pojemnym portem. Jest i miejsce dla jachtów - zazwyczaj, bo czasem zdarzają się regaty czy zloty i wówczas stoi się tu w długie tratwy. Sanitariaty znajdują się pod "skośnym" domem - restauracją i piwiarnią i są (a przynajmniej były) prowadzone przez byłego ratownika morskiego. Stąd wokół toalet różne eksponaty związane z ratownictwem.
Na zakończenie trochę niemieckiej estetyki - jak widać, dla rzeźbiarzy nie twarz była tym, co należało wiernie oddać. A może brali wzór z przeciętnej niemieckiej Helgi? Tak czy inaczej - na Helgoland koniecznie - naprawdę koniecznie - trzeba zapłynąć, usiąść przy stoliku w piwiarni z widokiem na marinę, obejść dookoła wyspę i cieszyć się, że mimo wszystko przetrwała.
Polecam też artykuł, z którego wziąłem część informacji:
http://okruchyhistorii.blogspot.com/2017/07/helgoland-malutka-wysepka-o-wielkiej.html